Fot. Ariel Szydłowski
Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Cezarym Szybką, który ukazał się na łamach Tygodnika Polickiego. Rozmowę przeprowadził Dariusz Jachno.
Cezary Szybka, bramkarz Chemika Police w 28 rozegranych w tym sezonie spotkaniach zaledwie 5 razy przepuścił piłkę do siatki. W 23 meczach zachował czyste konto. Odnotował niesamowitą serię 1189 minut bez wpuszczonej bramki.
Redakcja: O czym myśli bramkarz, gdy przez całą połowę piłka znajduje się na połowie rywali? Zanudzić się można…
Cezary Szybka: Wbrew pozorom na pewno nie jest to komfortowa sytuacja. Podstawowym celem bramkarza jest zapobiec utracie bramki, teoretycznie powinienem się więc cieszyć, że rywale w tym sezonie nie mają wielu okazji do pokonania mnie. Ale to bardzo niebezpieczna sytuacja. O dekoncentracje nietrudno. A przy braku koncentracji zrobić błąd jest bardzo łatwo.
Red.: Wolisz jak się coś dzieje w twoim polu karnym?
C. Sz.: Na pewno łatwiej się broni, gdy na początku spotkania wyłapie się kilka dośrodkowań czy strzałów. Gorzej, gdy na pierwszą interwencję trzeba poczekać do 40 minuty. Wtedy naprawdę o pomyłkę nietrudno.
Red.: Masz jakiś sposób na zachowanie koncentracji?
C. Sz.: Na pewno nie myślę o niebieskich migdałach. Wiele lat temu czytałem wywiad ze słynnym Buffonem. Utkwił mi w pamięci i dziś korzystam ze słów słynnego Włocha. Buffon powiedział, że w czasie meczów, podczas których jego zespół ciągle atakuje, jest bardzo aktywny… słownie. Kieruje obrońcami, każe im przesuwać, dyryguje defensorami choć są od niego oddaleni nawet o kilkadziesiąt metrów. Tak aktywna postawa pozwala mu być cały czas w grze, czynnie uczestniczyć w boiskowych wydarzeniach i być "pod parą". Gdy czytałem te słowa nie przypuszczałem, że po latach będę z nich czerpał. Tymczasem trafiłem do Chemika, w którym jestem w takiej samej sytuacji jak był Buffon w Juventusie. Oczywiście mówię to z przymrużeniem oka, bo nasze podobieństwo polega tylko na tym, że w moim i Buffona przypadku piłka najczęściej znajduje się na połowie rywala.
Red.: Skoro o Buffonie mowa to wykręciłeś lepszy rekord od słynnego Włocha…
C. Sz.: Uświadomił mi to nasz rzecznik prasowy Ariel Szydłowski. Buffona nikt nie potrafił pokonać przez ponad 970 minut. Ja w tym sezonie zaliczyłem w Chemiku 1189 minut bez wpuszczonej bramki. Oczywiście kontekst i skala obu tych rekordów jest zupełnie inna. Ale zawsze to fajna sprawa być w czymś lepszym od tak wybitnego bramkarza (śmiech)
Red.: Liczyłeś na bieżąco te minuty?
C. Sz.: Nie… Dopiero, gdy dobijaliśmy do tysiąca minut zorientowaliśmy się, że mamy całkiem niezłą serię. Muszę wyraźnie podkreślić, że to zasługa całego zespołu. Bez ich dobrej gry nie byłoby mowy o takim osiągnięciu.
Red.: Dotychczas w całym sezonie rozegraliście 28 spotkań, w których skapitulowałeś zaledwie pięć razy. Ile tych bramek możesz zapisać na swoje konto?
C. Sz.: Pyta pan czy któraś z nich padła po moim błędzie? Może zabrzmi to nieskromnie, ale żadna. Nasze mecze są zarejestrowane na wideo. Można je zobaczyć. Naprawdę do żadnej ze straconych bramek nie przyłożyłem ręki.
Red.: Nic tylko pogratulować. Zakończyć sezon bez wtopy to duże osiągnięcie.
C. Sz.: Na pewno. Nie mówmy jednak hop przed zakończeniem sezonu. Przed nami jeszcze dwa spotkania w których może się wiele wydarzyć.
Red.: Czy w Chemiku przeprowadzane są typowe treningi bramkarskie? Pytanie jest o tyle zasadne, że występujecie przecież zaledwie w klasie okręgowej.
C. Sz.: Jak na tak niski poziom rozgrywek klub jest świetnie zorganizowany. Mamy trenera bramkarzy, jest nim Marek Hornowski. To nie jest tak, że wygrywamy bez treningów. W Policach zebrała się grupa piłkarzy, którym zależy na dobrym wyniku, którzy ciężko trenują i mają swoje ambicje. Efekty widać na boisku w meczach ligowych. Bez zaangażowania i naprawdę ciężkich treningów na pewno nie wygrywalibyśmy meczu za meczem.
Red.: Przejdźmy do mniej przyjemnych rzeczy. Dlaczego bronisz zaledwie na szóstym poziomie rozgrywek?
C. Sz.: No faktycznie, nie tak to miało wszystko wyglądać. Ambicje i plany miałem dużo wyższe. I mam je w dalszym ciągu. Zawsze jednak gdy nadarzała się szansa na grę o wyższą stawkę na przeszkodzie stawało zdrowie. Zaczęło się zaraz po obozie z pierwszym zespołem Pogoni, której jestem wychowankiem. Bramkarzami byli wówczas Radosław Janukiewicz i Krzysztof Pyskaty. Nie mówię, że wygrałbym z nimi rywalizację, ale nie dane mi to było nawet spróbować. Po obozie zaczęło mnie boleć kolano. Początkowo w klubie stwierdzono, że to problemy mięśniowe. Po trzech miesiącach okazało się jednak, że to martwica powierzchni stawowych. Blisko 11-miesięczna przerwa sprawiła, że o pierwszej lidze mogłem zapomnieć. Potem trafiłem do Kotwicy Kołobrzeg, z którą wywalczyłem nawet awans do II ligi. Problemy z kością strzałkową sprawiły, że straciłem miejsce w zespole. Potem trafiłem do Energetyka, a następnie Świtu Skolwin. Niestety, w Świcie sytuacja się powtórzyła. Moja kolejna kontuzja sprawiła, że klubowi działacze ściągnęli Matłokę i znowu przestałem grać. Teraz jestem w Chemiku i wreszcie ze zdrowiem nie ma kłopotów.
Red.: Co porabiasz poza graniem?
C. Sz.: Pracuję w sklepie internetowym. Osiem godzin dziennie. Nie jest to łatwo pogodzić z treningami, ale jak się coś kocha to nie stanowi to jednak wielkiego problemu.
Red.: To co zatem można kupić u bramkarza Chemika?
C. Sz.: Na pewno nie punkty czy bramki (śmiech). Na przykład materiały budowlane. Dostarczę pod sam dom (śmiech)
Red.: W lidze bramek prawie nie wpuszczasz, ale na treningach pewno wpada często. Zwłaszcza, gdy Bartosz Ława wykonuje rzuty wolne.
C. Sz.: Lewą nogę ma ułożoną niesamowicie. Ale nie jest tak, że każdy jego strzał trafia do bramki. Bartek musi się sporo napocić, aby coś w końcu wpadło mu do sieci (śmiech).
Red.: Za rok będziecie świętowali kolejny awans i powrót do III ligi?
C. Sz.: Każdy z nas ma swoje marzenia. Nie mam jeszcze skończonych 25 lat. Nie wyobrażam sobie, żebym w Chemiku nie zagrał w III lidze. Czy już za rok? Myślę, że stać nas na to.
Red.: Na zakończenie zapytam od kogo najwięcej nauczyłeś się bramkarskiego fachu?
C. Sz.: Na pewno od trenera Zbigniewa Długosza. To był świetny bramkarz, a teraz wciąż jest doskonałym szkoleniowcem. Na szczęście największe problemy Pan Zbyszek zdrowotne ma już chyba za sobą.
Red.: Dziękuje za rozmowę.
C. Sz.: Dziękuje.